piątek, 23 listopada 2012

Złoty Puchar


Złoty puchar

Cała klasa zamilkła, gdy tylko uniósł do góry rękę. Był rozwścieczony. Podniósł swój wzrok znad esejów i przeniósł go na dwójkę nastolatków, siedzących razem, walczących ze sobą i kłócących się odkąd pamiętał.
- Panno Granger, panie Malfoy. Czy naprawdę nie rozumiecie, co oznacza cisza?!- krzyknął i stanął przed nimi.
Hermiona spuściła wzrok, ale Draco cały czas patrzył Snape’owi w oczy. Jako Ślizgon czuł się bezpiecznie. Był pewien, że Snape nie skrzywdzi swojego własnego Domu.
Ale Draco liczył na zdecydowanie zbyt wiele. Cierpliwość Mistrza Eliksirów była na zerowym poziomie.
- Sala Eliksirów!!! 20.30!!! I po 50 punktów!!! Oboje!!!
- Ale profesorze…- Hermiona nie mogła zrozumieć, dlaczego musieli odbywać szlaban wspólnie.
- Jestem pewien, że po sześciu i pół roku nauki tutaj doskonale wiesz, panno Granger, że nienawidzę się powtarzać!!!- przerwał jej.
- Tak, profesorze…- wyszeptała z rezygnacją.
- To nie było pytanie. Bez dyskusji!!!
Wrócił na swoje miejsce i przez resztę z dwudziestu minut lekcji nie słyszał nic oprócz dźwięku spalającego się gazu pod ich kociołkami.
W końcu uczniowie wyszli, a on mógł sprawdzić owoce ich pracy na podwójnych Eliksirach.
- Snape!- krzyknął Draco i podszedł pewnie do swojego nauczyciela.- Jak mogłeś odebrać Slytherinowi 50 punktów?!
- Zrobiłem to, ponieważ jestem rozczarowany twoim zachowaniem.- warknął. Oczywistym było to, że był wściekły, że Draco ma jeszcze czelność zadawać takie głupie pytania.
- A szlaban?! Tylko Z Granger?! Z tą pieprzoną szlamą?!
- Kolejne 10 punktów od Slytherinu, panie Malfoy.- to, że Snape mówił spokojnie rozwścieczyło Dracona jeszcze bardziej.- Czy w dalszym ciągu zamierzasz krzyczeć na swojego profesora? Mogę odebrać wszystkie punkty, jakie zdobyliście jednym krótkim zdaniem. Chcesz takiego końca?- uniósł swoją prawą brew.
- Nienawidzę cię!!!- Draco krzyknął i skierował się do wyjścia dziarskim krokiem.
- Kolejne 10 punktów od Slytherinu.- odpowiedział zanim jego chrześniak minął drzwi. Uśmiechnął się niebezpiecznie.
Już on ich nauczy współpracy. Oj, nauczy…
Zaśmiał się cicho…


- Nie mogę już z nim wytrzymać!- Hermiona opadła na sofę w pokoju wspólnym Gryffindoru razem z Ron’em i Harrym.
- Kogo konkretnie, Miona?- zapytał Harry śmiejąc się.- Malfoy’a czy Snape’a?
- Obu!!!- była wściekła.- Mam szlaban z tą czysto krwistą fretką od 20.30 do nikt- do- cholery- nie- wie!!!- spojrzała na zegar.- Jest szósta trzydzieści.- pomyślała przez chwilę, co by tu zrobić, żeby zostać sama. Szybko wpadła na pewny w działaniu pomysł.- Jak tam wasze eseje dla McGonagall?
Obaj chłopcy spojrzeli na siebie znaczącym wzrokiem, pełnym strachu i wybiegli w jednym momencie do swojego dormitorium. To była dla Hermiony wystarczająca informacja, że zapomnieli. Zresztą tak, jak przypuszczała.
Hermiona uśmiechnęła się lekko. Tak łatwo było się ich pozbyć i mieć chwilkę dla siebie…
Absolutnie nietrawiła Malfoy’a, a te uczucie tylko rosło, gdy nazywał ją „szlamą”. Arystokratyczny dupek!!! I jeszcze ten idiota, Snape. Dał im WSPÓLNY szlaban!!! To był jedyny profesor, którego nie lubiła. Jedyny, którego zwolniłaby bez wahania. O tak… jeśli umiałaby zabijać, on byłby jej pierwszą ofiarą…
Zasnęła.
Nic się jej nie śniło, ale podświadomie czuła, że jest wściekła, nawet jeżeli nie pamiętała powodu swojej złości.
Gdy się obudziła, z przerażeniem stwierdziła, że musi być w Sali Eliksirów za trzy minuty.
Dosłownie wyskoczyła z pokoju wspólnego i przebiegła najszybciej jak umiała przez te wszystkie poplątane korytarze, kierując się do lochów.
Co by się stało, gdyby się nie obudziła? Wolała o tym nie myśleć.
Kiedy weszła do środka, zauważyła, że Malfoy już siedział przy jednej z ławek w drugim rzędzie. Wyglądał na bardzo znudzonego.
Snape przygotowywał coś w dwóch kociołkach.
- Panna Granger. Nareszcie.- skomentował jej jednominutowe spóźnienie.- Pięć punktów od Gryffindoru za spóźnialstwo.
Hermina wywróciła oczami. Przy dzisiejszych pięćdziesięciu, kolejne pięć nie robiło różnicy.
- Proszę usiąść, panno Granger.- powiedział.
Wybrała ławkę jak najbardziej oddaloną od Malfoy’a, ale nie zdążyła nawet usiąść, bo znów rozbrzmiał głos Snape’a.
- Żartuje pani, panno Granger?- spojrzał na nią z uniesioną, prawą brwią.- Usiądź z panem Malfoy’em.
Zacisnęła pięści i usiadła obok swojego wroga. Platynowo włosy chłopak uśmiechnął się złośliwie.
- Masz zaszczyt siedzieć obok mnie, szlamo.- zaśmiał się pewny siebie.
- OBOJE jesteście zaszczyceni siedząc ze sobą!- Snape krzyknął podirytowany.- Pięć punktów od Slytherinu, panie Malfoy. Czy wciąż gra pan w grę, którą przedyskutowaliśmy wcześniej?
Nastała cisz.
Profesor wziął ze swojego biurka dwie szklanki i podszedł do nich. Hermionie podał tą z czerwoną cieczą, a Draco tą z niebieską.
- Przyniesiecie mi coś. RAZEM.- podkreślił.- Jest to złoty puchar, który jest schowany w Komnacie Życzeń, zaprojektowanej tak, że nie można zmienić w niej nic bez mojego pozwolenia. To wasze jedyne dwa zadania. Przyniesiecie mi go i wrócicie żywi. Oboje. Wypijcie.
Bez żadnych protestów oboje wypili swoje eliksiry.
- Od teraz panna Granger jest waszym wzrokiem, a pan Malfoy waszym słuchem. Weźcie ze sobą różdżki.- dodał z usatysfakcjonowanym uśmieszkiem.- Możecie mi wierzyć, że jest tylko jedno słowo, które przywróci wam zmysły. I nie jest to zaklęcie…
W tym momencie Hermiona nie mogła słyszeć już niczego, a jedyną rzeczą, którą widział Draco była otchłań ciemności.
Draco nie mógł uwierzyć, że teraz wszystko zależało od tej szlamy.
Usłyszał dźwięk deszczu, który po chwili poczuł na swojej skórze.
Zobaczyła Snape przeniósł ich jednym ruchem swojej różdżki do Komnaty Życzeń. Stali na kamienistej drodze, a w oddali stał jakiś budynek, wyglądający jak pałac.
- Nie mogę uwierzyć, że zrobił coś takiego!- krzyknęła, ale już po chwili zdała sobie sprawę z tego, że nie słyszy własnego głosu.
Oślepiony Malfoy odwrócił w jej stronę głowę z podejrzanym uśmiechem. Powieki miał przymknięte. Zastanawiała się, co tak naprawdę powiedział i co tak naprawdę Malfoy usłyszał.
Miała dosyć Snape’a! Zmusił ją do użycia wiedzy, którą miała nadzieję się ze światem nigdy nie podzielić. Trochę inny rodzaj niewinnej „białej” magii. Mianowicie czarna magia.
- Malfoy!- zawołała go w myślach. Tak… Hermiona Granger używała legilimencji.- Malfoy!
- Nawet nie próbuj mnie przekonać, że jesteś w mojej głowie, Granger.- zaśmiał się w myślach, ale zabrzmiało to, jakby słyszała to naprawdę.- Ty i legilimencja?- prychnął.- W każdym bądź razie, wyłaź z mojej głowy!- rozkazał.- Nie potrzebuję twojej pomocy.
Mógł poczuć na sobie jej wzrok. Pełen wątpliwości.
- Masz rację.- wzruszyła ramionami.- Nie muszę ci mówić, że stoisz dwadzieścia centymetrów od ogromnej przepaści.- mówiła całkowicie na serio. Jego mięście napięły się. Wciągnął nagle powietrze, próbując nie oddychać, żeby się nie poruszyć. Tym razem to ona zaśmiała się złośliwie.- No, tak, Malfoy. Nie powiedziałam ci z której strony ta przepaść jest…
Nie poruszył się.
Nie kłamała. Naprawdę stał około pół metra od bezdennej otchłani z nieprzyjaźnie- wyglądającą mglą.
- Mogę ci powiedzieć, gdzie się ruszyć, ale musisz mi obiecać, że nigdy więcej nie nazwiesz mnie „szlamą”.- użyła podstępu. Dlaczegóżby miała nie wykorzystać sytuacji…?
Myślał przez chwilę nad swoją sytuacją.
- W porządku.- odrzekł w końcu, czując, że nie ma innego wyjścia, nawet jeżyli nie był z siebie dumny poddając się.
- I wiesz, że jeżeli skłamałeś, mogę znaleźć inny sposób, żeby się ciebie pozbyć „przez przypadek”, gdy jesteś ślepy?- potrzebowała obietnicy, a nie zgody.
- No dobra!- odrzekł zniecierpliwiony, czuł, że przepaść go otacza.- Obiecuję nie nazwać cię nigdy szlamą.
- Tak lepiej. Przesuń się w lewo.- powiedziała zadowolona z siebie.
Przesunął się we właściwym kierunku. Była w szoku, widząc, że jej zaufał. Nie mniej niż on, że zaufał komukolwiek. Nawet jeśli nie było nic innego, co mógł zrobić.
- Musimy znaleźć ten pieprzony puchar.- powiedział i zrobił krok do przodu, nie wiedząc do końca, gdzie idzie.
- Chyba miałeś raczej na myśli, że JA muszę znaleźć ten złoty puchar z tym idealnym epitetem, jakim go określiłeś.- poprawiła go.
Westchnął.
- Nie mam najmniejszego zamiaru mu tego wybaczyć.- przyznał w końcu.
Nie odpowiedziała, tylko ruszyła przed siebie. Po pięciu krokach zdała sobie sprawę z tego, że nie poruszył się z miejsca. Stał sztywno, nie wiedząc, co zrobić, gdy usłyszał, że jego wróg- towarzyszka się oddala.
- No, chodź, Malfoy.- złapała go za nadgarstek i pociągnęła za sobą.
Przeszedł go dreszcz, gdy dotknęła jego skóry ciepłą ręką. Nie mógł pogodzić się z tym, że jego życie zależało od Panny- Wiem- To- Wszystko. Ale głęboko w nim, była myśl mówiąca „Jeśli musiałbyś z czymś walczyć lub znaleźć coś w stogu siana, lepiej, że to właśnie ona jest z tobą”. Ale nie obchodziły go jego myśli. On dbał tylko o siebie.
Tak zabawnie było patrzeć na bezbronnego Dracona Malfoy’a, niepewnego każdego kroku. Hermiona uśmiechała się szeroko.
Było zimno
- Opisz mi, co widzisz.- nie umiał już udawać, że nie był ciekawy tego, gdzie są. Zazdrościł jej pierwszy raz w życiu. Zazdrościł jej, że może widzieć. Słuch wydawał mu się bezużyteczny.
Zaśmiała się.
- To rozkaz czy prośba?- droczyła się z nim. W końcu to ona miała kontrolę.
- Możesz wybrać.- nie chciał odpowiedzieć.
- Pozwolę ci zdecydować tym razem, Malfoy.- uśmiechnęła się szeroko.
Milczał przez chwilę. Za bardzo chciał wiedzieć.
- Prośba.- powiedział i westchnął.
- Więc, czy nie uważasz, że prośba powinna zawierać jedno magiczne słowo?- nie mogła się powstrzymać przed powiedzeniem tego złośliwym tonem, jakim on zawsze mówił do niej.
- Proszę?- uniósł swoją prawą brew i obrócił twarz w jej kierunku, jakby chciał ją zobaczyć.
- Nie ma za co.- była zadowolona, że zmusiła go do wymówienia TEGO słowa.- Nie ma tu żadnej trawy, czy innej rośliny. Tylko skały i kamienie. Droga jest kręta, ale jestem pewna, że na jej końcu stoi jakiś pałac. Jest zdecydowanie mniejszy od Hogwartu, ale zdecydowanie piękniejszy. Jest zbudowany z białego marmuru i ma przynajmniej sześć wież. Wydaje się, że pojawił się tutaj znikąd. Ma dużo okiem, widzę część ogrodu. Generalnie, duża posesja, ale mroczna. Spodobałoby ci się.- stwierdziła.
- Skąd możesz to wiedzieć?!- nie ukrywał zdziwienia.
- Pasujesz do takich miejsc.- odpowiedziała bez zastanowienia.
Byli jakieś 60 metrów od posiadłości.
- Właśnie tak o mnie myślisz?- wydawało się, że przejął się jej uwagą, ale ona wyczuwała podstęp. Cokolwiek by nie powiedział, ciągle był Malfoy’em.
- Od kiedy cię to obchodzi?
- Nie obchodzi.- zamknął się.
Im bliżej podchodzili, tym więcej detali zauważała.
Posesja była ogrodzona. Hermiona była pewna, że jej właściciel musiał być niesamowicie bogaty.
Westchnęła, gdy byli już przy bramie wejściowej.
- Jak dobrze znasz swój dom, Malfoy?- zapytała.
- Wystarczająco, żeby znaleźć swoją sypialnię, Granger.- powiedział równie twardo jej nazwisko, co ona jego.- Dlaczego pytasz?- wciąż nie mógł zaakceptować, że nie widział, ale wiedział, że jeżeli chce skończyć tą cholerną, niespodziewaną przygodę jak najszybciej, musi być dla niej znośnie miły i opanowany.
- Tekst na tabliczce mówi ni mniej ni więcej niż: „Rezydencja Czystokrwistej Rodziny Malfoy’ów”.- odparła, jadowicie podkreślając status jego krwi.
- W takim razie jestem pewien, że to mój dom.- skinął głową.
- W życiu bym się nie  domyśliła…- wywróciła oczami, mówiąc sarkastycznie.
Pociągnęła go mocniej za sobą, kiedy niespodziewanie jego nadgarstek wyślizgnął się jej z dłoni, a Draco wplótł swoje palce w jej. Była w szoku, ale nic nie powiedziała. Na pewno była to wygodniejsza pozycja do spacerowania, niż ciągnięcie go za sobą.
Weszli do środka budynku, bez problemu otwierając jego wielkie drzwi.
- Mów na bieżąco, co widzisz.- powiedział, ale w odpowiedzi usłyszał tylko ciszę.- Proszę.- dodał po namyśle.
- Jesteśmy na gigantycznym hallu. Szerokie schody z zielonym dywanem prowadzą na górę… Naprawdę nie rozumiem, dlaczego mam ci opisywać twój własny dom.- przerwała opisywanie.
- A jak inaczej stwierdzę, że coś się zmieniło, szla…- pohamował się.- Granger?- dokończył, czując na sobie jej palące spojrzenie pełne nienawiści.
- Jeśli pokarzesz mi wspomnienia z tego domu, to sama stwierdzę, czy coś się zmieniło, fretko!- odpowiedziała złośliwie.
- Wara od mojej głowy!!!- warknął.
Po chwili jednak Hermiona oglądał już dom Malfoy’ów we wspomnieniach, które młody Malfoy jej rekonstruował i przekazywał do jej myśli. Gdy skończyła „przechadzać się” po tych wszystkich pomieszczeniach, do których Draco dotarł, bo zdecydowanie nie był we wszystkich pokojach, miała wrażenie, że zna ten budynek jak własną kieszeń.
Rozejrzała się i nie stwierdziła nic dziwnego.
- Wejdźmy na górę.- zaproponował.- Na dole jest tylko zejście do lochów.
- Wiem.- powiedziała automatycznie i ruszyła się w kierunku schodów. On za nią.
- A czego ty NIE wiesz, Granger?- zapytał sarkastycznie.
Weszli na długi hall, wzdłuż którego było mnóstwo drzwi. Pozapalane kinkiety sprawiały, że panował półmrok.
- Nie rozumiem, jak mamy znaleźć tu jakiś pucharek!- żachnął się.- Nawet nie wiem, ile to ma pokoi, a on chce, żebyśmy sprawdzili każdy?!- Draco puścił jej dłoń i oparł się o poręcz, ogradzającą hall- balkon z widokiem na drzwi wejściowe. Czuł się pewniej we własnym domu. Na wyczucie umiał powiedzieć, co gdzie się znajduje.
Hermiona ścisnęła w prawej dłoni, która przed chwilą trzymała Dracona, różdżkę i podeszła do drzwi na samym końcu korytarza zostawiając swojego towarzysza.
Nacisnęła klamkę. Były zamknięte.
- Alohomora!- mruknęła, ale właśnie zdała sobie sprawę z tego, że nie może rzucać zaklęć nie wymawiając ich poprawnie.
- Niech to szlak!!!- wrzasnęła w myślach. Mięśnie Draco poruszyły się w nagłym zaskoczeniu, zadrgał.- Nie mogę rzucać zaklęć!- była zdecydowanie wściekła.- Malfoy, chodź tu!- rozkazała.- Musisz otworzyć te cholerne drzwi!
Śmiech Dracona, który rozszedł się w jej głowie był głęboki i mroczny.
- Nie wkurzaj się tak, Granger.- ręką wodząc po ścianie doszedł do niej, na koniec lewej części korytarza. Wyjął różdżkę i wycelował w miejsce, gdzie wydawało się mu, że są drzwi. Hermiona przesunęła jego rękę trochę w prawo.- Alohomora!- rzucił zaklęcie słysząc swój głos wyraźniej niż kiedykolwiek.
Zamek odskoczył, po czym dziewczyna uchyliła drzwi.
- Jesteśmy bibliotece.- stwierdziła patrząc na ogromne, wysokie regały ciągnące się wzdłuż każdej ściany w pomieszczeniu.
Na środku stała jedna kanapa. Obok niej stał stoliczek, na niej mała karafka z bursztynową cieczą i dwie szklaneczki. Naprzeciwko kanapy był wygaszony kominek. W całym pałacyku było cholernie zimno.
- Jest whisky?- zapytał. Hormiona wcale nie zdziwiła się takim pytaniem.
Westchnęła. Z kim jej przyszło współpracować…
- Jest.- odpowiedziała.
- Nalejesz mi?
- Nie przyszliśmy się tu upijać, Malfoy.- powiedziała wściekle, ale po chwili już nalewała trunku do dwóch szklaneczek.
Słyszał wyraźnie, że spełnia jego prośbę, więc po omacku doszedł do miejsca, w którym powinna być kanapa i z zadowoleniem stwierdził, że oto rzeczywiście takowa kanapa przed nim stoi. Usiadł na niej i zapalił w kominku jednym ruchem różdżki i odpowiednim zaklęciem.
Hermiona podniosła wzrok, gdy zobaczyła płomienie w kamiennej obudowie.
- Będzie cieplej.- stwierdził w myślach.
- Wyjątkowo przyznam ci rację.- odpowiedziała i podała mu jedną ze szklaneczek. Podniósł ją do nosa i zaciągnął się jej wonią.
Kanapa była wąska i nie miała szansy usiąść nie dotykając go. Tak czy inaczej postanowiła odpocząć po wędrówce w deszczu i się ogrzać.
Wzięła łyk whisky.
Usłyszał jak przełykała i też zaczerpnął płynu w usta.
- Granger i whisky?- prychnął.- Nie wiedziałem, że pijesz.- zaśmiał się.
- Nie wiesz o mnie nic prócz mojego pochodzenia.- zauważyła ostro i przechyliła szklankę, wlewając ją w całości do przełyku, po czym sięgnęła po karafkę.
Szklanka Draco też była pusta. Podała mu karafkę. Nalał sobie „na czuja” prawie do pełna, po czym ona stuknęła swoją szklankę o kryształowy przedmiot w jego dłoni.
- Kobiecie nie wypada nalewać, panie Malfoy.- stwierdziła.
Dał jej do potrzymania swoją szklankę, po czym napełnił jej i odstawił pustą karafkę na podłogę. Wymienili się szklankami i znów zaczęli sączyć przyjemnie rozgrzewający od środka płyn.
- Wiesz, jakie są nasze szanse w znalezieniu tego cholerstwa?- zapytał ironicznie.
Zaśmiała się odczuwając już pierwsze efekty wypicia duszkiem połowy szklanki.
- Doskonale wiesz, że to nie o puchar mu chodzi. To tylko pretekst.- dodała.
- Wiem. Jednak dalej nie mam pojęcia, co mamy zrobić, żeby wrócić.- zastanowił się.
Hermiona czknęła i zaśmiała się głośno.
Draco odruchowo zabrał jej szklankę z trunkiem (dobrze, że miał dość dobrą orientację) i rzucił ją do ognia w obawie, że dziewczyna może sięgnąć po nią drugi raz. Tak… doskonale znał swój dom… Przynajmniej pomieszczenia, w których przebywał.
- Dlaczego to zrobiłeś?!- krzyknęła na niego i wpatrywała się w niego zła.
- Powinniśmy mieć jasne umysły, jeśli chcemy się stąd wydostać.- powiedział nie dając znać o swoim rozbawieniu, spowodowanym jej reakcją na zabranie jej alkoholu.
Cholera! Miał rację!
Siedzieli w ciszy. Hermiona ziewnęła. Było już naprawdę późno, a po alkoholu zawsze chciało jej się spać.
- Malfoy…- zaczęła szeptem, ale nie skończyła.
Opadła bezwładnie na jego ramię i zasnęła.
Draco westchnął i początkowo chciał ją od siebie odsunąć, ale ostatecznie stwierdził, że tak bardzo to nie przeszkadza mu, że szlama na nim śpi. Po paru minutach zasnął i on.

Gdy się obudziła, jego nie było w komnacie. Rozejrzała się dokładnie. Drzwi, wieczorem zamknięte, teraz były otwarte. Musiał wyjść.
Podążyła jego tropem, trzymając się za głowę jedną ręką i ściany, żeby nie upaść drugą. Za dużo wypiła. Dwie szklanki to jak dla niej zdecydowanie za duża dawka.
Drzwi dookoła były pozamykane, nie miała szans otworzyć ich samej. Przeszła na drugie piętro. Tam natomiast, od razu zauważyła uchylone wejście do jednego z pokoi.
Weszła do środka. Draco stał przy jednej z szafek, po omacku szukając jakiejś fiolki w jednym z czarnych pudełek. Tuż obok stało łóżko. W pokoju całkowicie dominowała zieleń, czerń i srebro.
Hermiona domyśliła się, że to jego pokój.
- Pomogłabyś zamiast się gapić!- przesłał jej. Nie miała pojęcia, że wiedział o jej obecności.
Podeszła bez słowa.
- Czego szukasz?- zapytała jakby od niechcenia.
- Fiolki z fioletowym korkiem.- wytłumaczył.
Od razu takowa rzuciła się Hermionie w oczy. Wzięła ją i dotknęła nią ręki chłopaka.
Odetkał ją i pociągnął łyk. Podał jej.
- Napij się.- polecił jej.
- A co to jest?- zapytała pełna podejrzeń.
- Zaufałem ci już dwukrotnie. Wśród tych fiolek jest trucizna, mogłaś mnie otruć, a ty nie możesz zaufać mi choć raz?!- wyrzucił jej.
Zmrużyła oczy. Nie mogła mu zaufać?! Mogła! I wcale się nie bała!
Wzięła fiolkę i też się z niej napiła. Oddała ją Ślizgonowi.
- Więc co to było?- spytała.
- Eliksir na kaca.- odparł i odszedł od szafki. Usiadł na łóżku.
Hermiona patrzyła na niego przez chwilę i w końcu zdecydowała, że zrobi to samo i zajęła miejsce przy nim.
- Chyba nie będziesz zły, że szlama siedzi na twoim łóżku?- powiedziała z przekorą i się położyła.
- Technicznie rzecz biorąc to nie jest moje prawdziwe łóżko.- odparł bezuczuciowo.
Westchnęła.
- To co robimy, fretko?
- A co mamy do wyboru?- też się położył.- Jestem pewien, że tu nawet nie ma tego pucharu.
Leżeli chwilę w ciszy. Przerwała ją Gryfonka.
- Ale musisz przyznać, że ostatnim razem trochę przegięliśmy, co?- uśmiechnęła się.
- Ale tylko trochę.- jego wargi też się uniosły.
Był naprawdę przystojny, gdy się uśmiechał.
- Wiesz, Granger, powinniśmy skupić się na wymyśleniu tego cholernego słowa, które przywróci mi wzrok.
- A  mi słuch i mowę.- dodała.
- Właśnie.
Parsknęła nagle śmiechem.
- Co cię znowu tak bawi, Granger?!- wkurzył się, że ma powód do śmiechu w takich okolicznościach. Był gotowy zabić, by widzieć!
- Ja nie mogę mówić, Malfoy. Snape chciał, żebyś to ty wypowiedział TE słowo.- śmiała się.
- I co w związku z tym?! Powiedz mi co to za słowo i od razu je wypowiem!
- I zauważ, że to słowo tylko przywróci nam zmysły. W dalszym ciągu będziemy musieli znaleźć puchar.
- Od czegoś trzeba zacząć…- powiedział bliski wyprowadzenia z równowagi.- No masz to słowo?!
- Malfoy, uspokój się!- nakazała mu, ale uśmiech nie schodził jej z ust.- Pamiętaj, że to Snape. To słowo, którego nie wypowiadasz na co dzień. Słowo, którego być może nigdy nie wypowiedziałeś.
- To powiedz je w końcu!!!- podniósł się z leżącej pozycji i pochylił się nad nią.
Dobiegł ją jego słodki zapach. Włosy tak kusząco opadały mu na czoło.
- A skąd mam wiedzieć, fretko.- zaśmiała się.- Tylko ty znasz swoje słowne ograniczenia.
Zastanowił się chwilę.
- Nie nazywaj mnie fretką.- rozkazał jej.- Albo wrócę do „szlamy”.- zagroził.
- Umowa stoi.
Tak bardzo chciał zobaczyć jej czekoladowe oczy. Tak samo jak ona jego, szare.
Znów się położył.
Kolejna chwila ciszy.
- Wiesz co?- odezwała się.
- Co?- odpowiedział z irytacją. Wciąż nie mógł znaleźć odpowiedniego słowa.
- A ja myślę, że on chciał, żebyśmy pogadali.
- O czym niby?
- No, postaw się na jego miejscu.- położyła się na prawym boku i podparła ręką głowę, jakby naprawdę rozmawiali.- Od sześciu i pół roku nie może normalnie poprowadzić lekcji, bo za każdym razem zrobimy coś nietak.
- Nietak?- zaśmiał się i też obrócił się do niej bokiem. Jej włosy wspaniale pachniały kwiatami.- Na każdej lekcji sadza nas razem. Gdyby chciał spokojnie prowadzić lekcję i nas czegoś nauczyć, nie robiłby tego. On robi nam na złość, przecież wiesz.
- Wiem.- odpowiedziała.
- I do tego uwielbia się mścić. Co tydzień dostaję szlaban po lekcjach z tobą!- zarzekał.
- To tak jak ja! Nie myśl, że masz jakieś specjalne względy.- zaśmiała się. Zapauzowała.- Zobacz w jak wielu rzeczach jesteśmy w stanie się zgodzić…
Pomyślał parę sekund.
- Rzeczywiście.- przyznał jej rację i oboje parsknęli śmiechem, że znów się ze sobą zgadzają.- Więc, dlaczego zawsze się kłócimy? Chyba możemy się powstrzymać na czas Eliksirów, co?
- Ja jestem, w każdym bądź razie.- odpowiedziała.- Tylko pamiętaj, że to ty zacząłeś, Malfoy.- przypomniała mu.- Gryfoni nie są uprzedzeni do innych. To ty byłeś uprzedzony do mnie.- wypomniała trochę smutna.
Zauważył ten smutek.
- Granger, wolałbym, gdybyś jednak mówiła do mnie po imieniu.- powiedział nagle na inny temat.- Malfoy to mój ojciec. Aż taki stary to chyba nie jestem, co?
- Pozwól mi się zastanowić…- zamyśliła się.- Twój ojciec wcale nie wygląda staro, jeśli mam być szczera.- stwierdziła.
- Czystokrwiści starzeją się wolniej.- przeanalizował jej słowa.- Przyglądałaś się mojemu ojcu?!
- Tak jak przyglądam się każdemu.- odburknęła bez wyrzutów sumienia.
Zamyślił się, jakby tu wykorzystać ten fakt…
- To co sądzisz o mnie?
- Jak już, wydaje mi się wspomniałam, wyglądasz na wredną, złośliwą fretkę.- uśmiechnęła się. On się cicho zaśmiał.- Myślałam, że cię o nie obchodzi.
- Skoro sama zaczęłaś z tym przyglądaniem… A po za tym, to oznacza, że mi też się przyglądałaś.- zauważył.
- Tylko nie szukaj podtekstów!- nakazała mu.- Sześć i pół roku to wystarczająco długo, żeby wiedzieć z jaką częstotliwością oddychasz.- roześmiała się. On też.
- To co tak naprawdę o mnie myślisz?- zapytał w końcu prosto z mostu.
- Zmieniłeś zdanie od wczoraj na ten temat?- uniosła brew i przyjrzała mu się.
- A co, jeśli tak? Odpowiesz?- uśmiech nie znikał mu z twarzy.
- Raz kozie śmierć!- westchnęła.- Twoje przekonania są sprzeczne z moimi, wyzywasz mnie i moich przyjaciół. Należysz do „drużyny” osoby, której nienawidzę najbardziej w świecie i która zabiła rodziców mojego przyjaciela. Należysz do Domu, który jest odwiecznym wrogiem mojego. Reprezentujesz sobą wszystkie cechy, które odpychają. Nie ma dnia, w którym bym ciebie nie przeklęła. Nie ma dnia, w którym nie nazwałbyś mnie szlamą. Codziennie sprzątam przez ciebie Salę Eliksirów, bo Snape nie ma chyba lepszych pomysłów na tygodniowe szlabany, rozdawane w poniedziałki na pierwszych dwóch lekcjach. Gdy zbliża się koniec niedzieli, moje skronie już pulsują, gdy myślę, że znów mam cię zobaczyć, a ty znów doprowadzisz mnie do szału. Czy ciebie nienawidzę? Wiele razy nad tym myślałam.- skończyła obszerną wypowiedź na jego temat.
- Więc, czy mnie nienawidzisz?- zapytał spokojnie.
- Ja… nie wiem…- wyszeptała szczerze.
- Czym denerwuję cię najbardziej?- jego gładki głos aż błagał o szczerą odpowiedź. Taką zamierzała mu dać.
- Przecież wiesz…- przypomniała sobie jego przezwiska wypowiedziane z okrutną złością.
Draco nigdy nie dowiedziałby się, że płakała, gdyby nie to, że  łza spłynęła po jej policzku i kapnęła na jego rękę.
- Płaczesz?- zapytał troskliwym głosem i podniósł się.
Była zaskoczona tonem jego głosu.
- Za każdym razem, gdy nazywasz mnie „szlamą”…- wychlipała.
Chciałby ją widzieć.
- Przepraszam…- wyszeptał i odnalazł jej dłoń.- Przepraszam, Hermiona.- powtórzył na głos, zapominając, że dziewczyna nie słyszy.
Zobaczył ją dokładnie, w świetle padającym z okna.  I jej łzy srebrzące się na powiekach. Siedziała centymetry od niego. Objął ją lekko, a ona nie stawiał oporu.
Jeszcze nie rozumiał, ona też nie.
- Przepraszam, Hermiona, naprawdę…- szeptał do jej ucha.
Oderwała się nagle od niego. Wyglądał na zaskoczonego. Usłyszała go , usłyszała go naprawdę. Wyciągnęła szybko różdżkę i rzuciła pierwsze zaklęcie, jakie przyszło jej na myśl.
- Wingardium Leviosa.- wycelowała w chłopaka, a ten się uniósł, po czym natychmiast opadł, gdy opuściła różdżkę.
W jej oczach była radość.
- Draco!- rzuciła się mu na szyję, a on również ją przytulił, bo od niechcenia musiał stwierdzić, że było to dość przyjemne.- Znalazłeś słowo- klucz! Co powiedziałeś?- była taka radosna.
Zastanowił się przez chwilę.
Posmutniał.
- Powiedziałem „przepraszam”…- wyszeptał.
Odsunęła się od niego i spojrzała (nareszcie mogła) w jego stalowo- szare oczy.
- Przepraszam...- powtórzył uśmiechając się słabo.
Zbliżył swoją twarz do jej, wsunął dłoń w burzę jej loków, które w końcu widział i patrząc prosto w jej czekoladowe oczy, dotknął jej warg swoimi i ją pocałował.
Oboje zamknęli oczy.
Hermiona oddała pocałunek. Rozchyliła swoje wargi, a on zawładnął jej ustami. Marzyła o tym już długo…
- Jak długo?- oderwał się od niej i uśmiechnął się zawadiacko. Zapomniała, że wciąż może słyszeć jej myśli.
- Za długo!- cicho warknęła i zarzuciła mu ręce na szyję. Musiała go mieć blisko siebie.
Swoją czynnością sprawiła, że się położył, a ona leżała na nim. Jedną rękę trzymała na jego karku, a drugą przeczesywała burzę jego platynowych włosów. On także miał zajęte obie ręce. Jedną jeździł wzdłuż jej pleców, drugą przyciskał jej głowę do swoich ust. Teraz to ona władała jego językiem.
W ostatnim przypływie świadomości oderwała się od jego twarzy i usiadła obok niego. Był zaskoczony jej reakcją. Również się podniósł i patrzył na nią.
- Co my wyprawiamy?- zapytała całkiem poważnie i skrzyżowała ręce na piersiach w geście obronny. Nie mógł się powstrzymać od udzielenia jej szczerej odpowiedzi.
- Cóż… wydaj mi się, że właśnie bijemy rekord w najlepszym pocałunku świata.- uśmiechnął się. Jeden z jej kącików również mimowolnie się uniósł.
Zarumieniła się.
- Jestem szlamą, Draco… A ty arystokratą… To… to nie miało prawa się stać…- wyszeptała w końcu i spuściła wzrok.
- Wiesz co?- spojrzał na nią pytającym wzrokiem.- Pieprzyć to!
Tym razem to on rzucił się na nią i wciągnął pod siebie. Była zaskoczona jego reakcją, ale gdy tylko ich ust się spotkały, przyciągnęła go bliżej, szarpiąc za miękkie włosy. Tym razem to on leżał na niej. Ich języki od razu się odnalazły.
Warknęła cicho, gdy się oderwał, by się jej przyjrzeć. Przejechał lekko kciukiem po jej rozchylonych, wilgotnych ustach.
- Hermiona…- zawahał się. Nie wiedział, czy chce podzielić się z nią swoimi wnioskami.
- Co się stało, Draco…?- myślała, że zrobiła coś źle.
- Powiesz mi teraz, co o mnie myślisz?- musiał najpierw zapytać.
- Dlaczego chcesz to teraz wiedzieć?- zapytała zdziwiona.
- Wyjaśnię ci, ale odpowiedz.- przyłożył jej czule dłoń do policzka.
Była zaskoczona nagłym obrotem sprawy.
- Myślę, że nigdy nie byłabym w stanie cię znienawidzić, bo, pewnie jestem mało pomysłowa i oryginalna, ale podobasz mi się.- zarumieniła się, ale patrzyła mu prosto w hipnotyzujące, stalowe oczy.
Westchnął z uśmiechem na twarzy. I jeszcze lekkim rozbawieniem.
- Wydaje mi się, że ten złoty puchar nie jest materialnym przedmiotem…- nie wiedział, czy będzie w stanie dokończyć.
- Więc, czym miałby on być?- zapytała bardziej zdziwiona i niepewna niż kiedykolwiek.
On spuścił swój wzrok na jej biust. Nie był w stanie wydusić z siebie ani słowa.
- Chcesz mi powiedzieć, że…- jej też zabrakło odwagi na wypowiedzenie tych słów.- Ty to powiedz…- wyszeptała.
Draco mocno przełknął. Wziął dwa oddechy.
- Wydaje mi się, że ten palant Snape… myślę, że on… że on chce, żebyśmy się ze sobą przespali.- wydusił z siebie w końcu i zarumienił się jak nigdy.
Zawsze był dobry w „tych” sprawach! Dlaczego przy niej nie mógł sklecić zdania? Prawdą jest, że gdy robił to z Pansy czuł się jak robot, prościej mówiąc, nic nie czuł. Natomiast teraz, jego serce biło mocno.
- Ale ja…- zrobiła się czerwona po uszy. Patrzył uważnie na jej reakcje.- Ja jestem… dziewicą…- spuściła wzrok.
Draco uśmiechnął się, żeby ją pocieszyć.
- Na pewno znajdziemy inny sposób.- zaczął się podnosić, ale ona go złapała, przyciągnęła do siebie i wyszeptała prosto do ucha.
- Ale ja nie chcę innego sposobu…- pocałowała go.
Była zdecydowana. Zdecydowana oddać się chłopakowi, który sprawił, że przelała hektolitry łez i który reprezentował sobą wszystko, czego nienawidziła. Jednak nie umiała nienawidzić jego…

Gdy w końcu Draco opadł na nią, oboje dyszeli głośno i szybko po zdecydowanie najwspanialszym (jej pierwszym) orgazmie. Przylegał dokładnie do jej ciała, Hermiona obejmowała go nogami w biodrach. Pocałował ją czule i wtedy oboje usłyszeli ciche oklaski.
Odwrócili jednocześnie głowy w stronę drzwi.
Oparty o futrynę stał profesor Snape.
- Snape, wynoś się stąd!- krzyknął Draco.
Dziewczyna ukryła twarz w klatce piersiowej swojego kochanka i odwróciła głowę. Po policzkach spływały jej łzy.
Draco mocno ją przytulił, aby Snape nie mógł się dopatrzeć żadnego fragmentu jej ciała. Jedną ręką sięgnął po złożony koc i okrył ich oboje, nie zwalniając uścisku.
Snape nadal się w nich wpatrywał. Hermiona nie odważyła się patrzeć nigdzie indziej niż w oczy blondyna.
- Gratuluję. Zdobyłeś złoty puchar, panie Malfoy.- zaśmiał się złośliwie ich profesor.
- Hermiona to nie przedmiot!- warknął.
- Czy to ważne… Ubierać się!- rzucił i wyszedł z pokoju Dracona.- Wyjściem z Komnaty Życzeń jest wyjście z Malfoy Manor.- dodał jeszcze i jakiekolwiek dźwięki ucichły.
Po twarzy Hermiony spływały łzy upokorzenia.
Draco pochylił się zrobił coś, czego by się nie spodziewała. Scałowywał łzy z jej policzków. Gdy już nie było żadnej, pocałował ją delikatnie w usta.
- Jesteś niesamowita…- wyszeptał, żeby poprawić jej humor, tak przynajmniej sobie wmawiał. Tylko po to…
Wstał z łóżka, zostawiając dziewczynie ślizgoński koc, a sam wciągnął na siebie bieliznę i spodnie. Hermiona skuliła się z zimna i z obawy, że Snape może wrócić.
Spojrzał na jej przestraszoną minę. Pozbierał jej ubrania z podłogi i położył jej na łóżku.
- Mam wyjść?- zapytał delikatnie.
Hermiona zrozumiała, co sobie pomyślał.
- Draco, to nie tak!- prawie wykrzyknęła, ale jej głos był za słaby. Uklęknęła na łóżku, nadal przytrzymując koc pod pachami i przytuliła się do jego nagiego torsu. On objął ją swoimi ramionami w bezpiecznym uścisku i zanurzył głowę w jej włosach.- Mógłbyś po prostu upewnić się, że go tu nie ma i zamknąć drzwi? Proszę.- dodała, jak dla niego, nie potrzebnie.
Od razu wyjrzał na korytarz i upewniony w tym, że są w jego domu sami zamknął drzwi do jego sypialni.
Skinął głową ku Hermionie na znak, że są jedynymi osobami w posiadłości.
Uśmiechnęła się smutno, wstała, puściła materiał i znów stała przed nim naga. Widok był dla Draco oszałamiający. Zaczęła się ubierać. Zarumieniała się, gdy przyuważyła, że chłopak nie spuszcza z niej wzroku.
W końcu narzuciła szatę wierzchnią. Draco stał już przed nią, w pełni gotowy.
Ujął jej twarz w dłonie i złożył na jej ustach niesamowicie długi i czuły pocałunek. Taki, jakiego nigdy w życiu nie spróbował. Gdy spojrzała na niego z wdzięcznością w oczach, serce zabiło mu szybciej.
Wplótł swoje palce w jej i sięgnął po obydwie różdżki, zostawiona na szafce nocnej.
Skierowali się na hall, później do wyjścia.
- Draco…- nie pozwoliła mu otworzyć drzwi, jakby się bała.
Odwrócił się do niej i objął w pasie.
- Tak, Hermiono?- jego głos był jak miód na jej rany wyrządzone przez Snape’a. Był opanowany i spokojny. Jego klatka piersiowa unosiła się miarowo, jak zawsze.
- Co teraz będzie?- głos jej się łamał.
- No, jak to co?- uśmiechnął się lekko. Czuł zadowolenie, że dziewczyna czuje się przy nim bezpiecznie.- Idziemy na śniadanie.
Wyciągnął ją ze swojego domu i od razu znaleźli się na korytarzu przed Komnatą Życzeń.
Zegar na ścianie wskazywał godzinę iście odpowiednią na śniadanie.
Przeszli przez labirynty korytarz i znaleźli się przed Wielką Salą.
Objął ją, patrząc na obawę w jej oczach. Nigdy nie widział jej w takim stanie. Zawsze była wystarczająco silna, żeby mu odpyskować. Dzisiaj szukała w nim oparcia. Jak mógł jej odmówić? Przecież on…
- Hermiono…- zaczął.- Zaufaj mi, sprawię, że pożałuje tego, co zrobił. Przyrzekam.- patrzył prosto w płynną czekoladę jej oczu.- Ufasz mi?
- Tak…- wyszeptała.
- Gdy otworzą się drzwi, całkowicie zdaj się na mnie. Bądź silna, nie przejmuj się tym, co powiem. Wymyślaj najgorsze wyzwiska, jakie jesteś w stanie. Gdy spojrzy ci w oczy, wyśmiej go wzrokiem.- dał jej wskazówki. Doskonale wiedział, co robi.- Odegramy niezłą scenkę. Przepraszam za to, co powiem…- dodał cicho i pocałował lekko. Naprawdę żałował tego, jak kiedyś się do niej zwracał.
Podeszli do drzwi. Draco je otworzył i wszedł do środka. Hermiona była dwa kroki za nim.
- Nie mam najmniejszego zamiaru słuchać cię, szlamo!- jego głos pełen był dobrze wkomponowanego jadu.
Hermiona od razu podążyła za nim, rozumiejąc, że ma się z nim kłócić.
- Ty arystokratyczny dupku! Masz mnie posłuchać i to już!- krzyknęła.
Zwracanie na siebie całej uwagi wszystkich uczniów i nauczycieli szło im jak najlepiej. Hermiona nie miała pojęcia, co szykuje jej kochanek. Nie mogła wiedzieć.
Wszyscy się na nich patrzyli. Cisza jak makiem zasiał.
- Za kogo ty się uważasz, co?!- zawrócił i pchnął ją lekko na ścianę, co w wyglądało na bardzo bolesne. Ale tylko wyglądało.
- A ty, Malfoy?! Za kogo ty się uważasz?!- wyszeptała wściekle blisko jego szyi. Poczuł jej przyjemny oddech.
Snape obserwował ich z zaciekawieniem i z uczuciem przegranej. Naprawdę wydawał się wierzyć w ich kłótnię.
- To co, Granger?! Znów zaczynasz?!- krzyczał dalej.
- A może nie skończyłam?!- ona nie pozostawała mu dłużna.
Odsunął się od niej. I zrobił parę kroków w stronę własnego stołu.
- Wiesz, uważam, że najwyższa pora…- roześmiał się złośliwie i odszedł do własnego stołu.
Hermiona żachnęła się i usiadła obok Harry’ego i Rona.
Wzięła jakąś bułkę i posmarowała czymś, nie do końca wiedząc nawet, czym.
Draco wpatrywał się w nią zimnym wzrokiem, ale jednak trochę ciepłym. Ona zmrużyła oczy i przeniosła wzrok na rudowłosego przyjaciela.
- Całą noc się kłóciliście?- zapytał Ron.- To Snape musiał mieć niezły ubaw.
- Na. Pewno.- powiedziała przez zaciśnięte szczęki.
- Nie wściekaj się tak, Miona.- Harry szturchnął ją przyjacielsko i uśmiechnął się najserdeczniej, jak umiał.- Domyślam się, że jego towarzystwo do najprzyjemniejszych nie należy.
- Ty się możesz domyślać, ale to ja spędziłam z nim ostatnie dwanaście godzin.- odburknęła do przyjaciela udając ciągle wściekłą. W zasadzie nie musiała udawać samej wściekłości. Wyobrażała sobie, że mówi to Snape’a.
- Zaraz Eliksiry, wiesz…
- Wiem! Naprawdę nie musisz mi o tym przypominać!- warknęła obruszona.
Jedyne na co oboje jej przyjaciół było stać to nie wtrącać się dalej.
Gdy Hermiona dopiła herbatę, razem wyszli na korytarz. Miała jeszcze jakieś dwadzieścia minut, więc pożegnała się z nimi i pobiegła do Wieży Gryffindoru po swoje książki i przebrać się szybko w coś świeżego. Zdążyła nawet wziąć krótki, zimny prysznic.
W lochach znalazła się dość szybko i nie była spóźniona. Wszyscy weszli do Sali Eliksirów. Odnalazła głowę blondyna i usiadła obok niego, jak nakazywał zawsze Snape.
Gdy jej dłoń znalazła się na jej kolanach, poczuła, że ciepła i większa dłoń Draco ściska ją pocieszająco. Była już pewna, że to nie była prawdziwa kłótnia. Uśmiechnęła się do niego lekko.
Snape wpadł do Sali jak burza, nie zwracał uwagi na nikogo innego, tylko na spokojnie siedzących i wpatrujących się w niego pannę Granger i pana Malfoy’a.
- Granger! Malfoy!- zmroził ich wzrokiem i wyrósł przed ich ławką.- Szlaban niczego was nie nauczył?- zmrużył oczy.- Jestem ciekaw, o co zdążyliście się pokłócić w niecałe pięć minut, co?!- zapytał krzykiem.
Na usta Draco wypłynął malfoyowski uśmieszek.
- Cóż profesorze…- zaczął blondyn.- Granger prosiła, żebym tego nie mówił, ale skoro sam pan pyta…
Snape już widział podstęp.
- Nie mówił czego, panie Malfoy?- uniósł prawą brew.
Cała klasa zadrżała. Harry poszukiwał u Hermiony chociaż westchnienia, mówiącego, że nie będzie kłopotów. Nie doczekał się go. Przecież ona sama nie wiedziała, co ten blondyn kombinuje.
Draco uśmiechnął się i podniósł z ławki. Stał teraz na równi ze Snape’m. Spojrzał na Hermionę i uśmiechnął się lekko.
- Wybacz, Granger, ale jednak to powiem.- ona spojrzał na niego oczami wielkimi, jak spodki. Co on kombinował…?
- Co pan powie, panie Malfoy?- Snape niecierpliwił się co raz bardziej.
Cisza na Sali. Wszyscy wstrzymali oddech.
- Że jest pan największym dupkiem, który czerpie przyjemność z… cudzej przyjemności…- uśmiechnął się znacząco.
Mistrz Eliksirów stał oniemiały. Nikt nigdy nie powiedział w jego kierunku takich słów.
Tak… Draco brał wszystko na siebie.
- 50 punktów od Slytherinu za obrażanie nauczyciela.- powiedział spokojnym głosem i dalej się im przyglądał.
Hermiona miała przerażoną twarz. Nie wierzyła, że Draco powiedział coś takiego. Z resztą, kolejnej wypowiedzi się nie spodziewała. Później już nic nie mogło jej zaskoczyć.
- Nie uważam, profesorze, aby szczera prawda była obrazą.- Draco patrzył prosto w jego czarne oczy.
- Slytherine traci kolejne 50 punktów.- powiedział udawanym, znudzonym głosem. Tak naprawdę gotowało się w nim. Jednak nie okazywał swoich emocji, co sprawiało, że przerażał jeszcze bardziej.- Panie Malfoy, wyjdziemy na korytarz.- Hermiona również wstała.- Panna Granger zostaje.
- Panna Granger również idzie.- odparła dziewczyna, która postanowiła nie zostawiać ich samych.
- Panna Granger może iść, ale zapłatą będzie 50 punktów.- uśmiechnął się lodowato Snape.
Gryfoni spojrzeli wyczekująco. Snape był przekonany, że Granger zostanie.
- Mogę oddać nawet i 100.- syknęła i skierował się do drzwi.
Draco objął ją w pasie i oboje wyszli bez słowa.
Mieszkańcu obu Domów nie umieli wykrzesać z siebie żadnego słowa komentarz, nawet, gdy nauczyciel już wyszedł z Sali. Oba Domy w ciągu minuty straciły po kolejne sto punktów.
Udali się w głąb lochów, Snape szedł za nimi. Żadne z ich trójki nie chciało, żeby ktokolwiek ich słyszał. Doszli do końca korytarza.
- Popełniliście największy błąd waszego, życia, drodzy Prefekci Naczelni.- zaśmiał się jadowicie.- A może już nie Prefekci…
- Nie, Snape, mylisz się.- odparł sucho Dracon.- Tym razem to ty zrobiłeś coś, czego będziesz żałował. Już ja się postaram, żeby tak było…- wysyczał.
- Panna Granger nic nie powie? Tak bardzo chciałaś tu przyjść, zapłaciłaś stoma punktami od Gryffindoru, a teraz milczysz?- Snape był rozbawiony tą sytuacją. I nigdy nie spodziewałby się takiego obrotu spraw.
- Nie przyszłam tutaj po to, aby się wypowiadać, profesorze.- odpowiedziała spokojnie, co jeszcze bardziej rozjuszyło.- Przyszłam, by dopilnować, że Draco pana nie zabije.
Snape prychnął.
- Czyżby moje życie było warte aż stu punktów?- zapytał złośliwym tonem i jak najbardziej rozbawionym.
- Pana życie nie, ale wolność Draco tak.- uśmiechnęła się pewna siebie.
- Widzę, że nie dojdziemy do porozumienia.- stwierdził znudzony Mistrz Eliksirów. Spojrzenia, które oboje w niego wbijali tylko potwierdzały jego wniosek. Musiał wracać na lekcje i tak szczerze, nie chcąc się przyznać, nie za bardzo wiedział o co im chodzi.- Byłbym wdzięczny, gdyby któreś z was wyjaśniło mi łaskawie za co miałbym być zabity?- uniósł jedną brew.
On naprawdę nie wiedział… ten cholerny dupek naprawdę nie wiedział!!!
A niby taki bystry…
W Draconie się zagotowało. Hermiona spuściła wzrok i znalazła oparcie w Ślizgonie. Chłopak objął ją ramieniem, wiedząc, że to zajmuje mu przynajmniej jedną rękę. Z obiema się już na Snape’a nie rzuci…
Jedna zawsze pozostawała wolna… w ostateczności…
- Za to, Snape, że Hermiony… Nie. Traktuje. Się. Przedmiotowo.- powiedział blondyn przez zaciśnięte zęby.- I już na pewno wysoce nieodpowiednim, nawet jak na ciebie, jest wchodzenie do czyjeś sypialni bez uprzedzenia, wiedząc, jaki widok się zastanie.- dokończył.
Snape zrozumiał, o co naprawdę chodziło, ale nie mógł pohamować cichego śmiechu ze słów wypowiedzianych przez jego chrześniaka.
Panna Granger nie umiała choćby spojrzeć na swojego profesora, myśląc o tamtej kłopotliwej sytuacji, w jakiej znalazła się nie całą godzinę wcześniej.
Snape odczekał chwilę. Miał cichą nadzieję, że poziom inteligencji jego wychowanka pozwoli mu zrozumieć cel szlabanu.
- Cóż, panie Malfoy… wiedzę, że za grzechy Salazara się nie domyślisz…- westchnął.
Hermiona przegrała z ciekawością i spojrzała na nauczyciele.
- Droga panno Granger, postanowiłem dać pani odrobinę przyjemności i jednocześnie nauczyć współpracy was oboje. Draco, czyżbyś nie zauważył podczas swojej przemowy, że jeszcze wczoraj sam traktowałeś tak pannę Granger? Nie sądzę, aby słowo „szlama” było wykwintnym komplementem, skierowanym do tak urokliwej dziewczyny.- Hermiona się zarumieniła. Zrozumiała wszystko szybciej niż blondyn i też szybciej wybaczyła wszystko profesorowi. Nawet jego chore metody. Ważny był efekt. Uśmiechnęła się lekko, odklejają się całkowicie od chłopaka.
Draco milczał.
- Cóż, panie Malfoy… też tak myślałem, że pan nie zauważył…- stwierdził trochę zawiedzionym głosem.- A jeśli chodzi i złoty puchar…- westchnął, wiedząc, co oboje uważali za domyślny „puchar”.- Chcę tylko powiedzieć, że puchar naprawdę znajdował się w Malfoy Manor, Draco. To puchar, który razem z Lucjuszem i drużyną Slytherinu zdobyliśmy na Mistrzostwach świata i Quiddichu na naszym szóstym roku. Dla przekory mogę powiedzieć, że znajdował się na jednym z regałów, pomiędzy książkami w bibliotece, w której tak upoiliście się whisky.- zrobił przerwę.- Swoją drogą, nie spodziewałem się, panno Granger.- skinął głową do dziewczyny, ona się uśmiechnęła.
Pomyślała przez chwilę.
- Więc to moja wina, Draco.- wyszeptała smutna.- Moja wina, że go nie zauważyłam…
- Nie miałaś prawa go zobaczyć, panno Granger. Mógł on się okazać dopiero po wypowiedzeniu tego magicznego słowa, którego pan Malfoy w swoim słowniku nie posiada. Chyba w końcu poprowadzę lekcje. Jak dla mnie było warto sprowadzić was do jednej sypialni, nawet jeśli nie było to zaplanowane.- uśmiechnął się porozumiewawczo do dziewczyny i odszedł w kierunku Sali Eliksirów.
Draco przypatrywał się chwilę dziewczynie.
- On to wszystko ukartował…
- Nie ukartował. Sam słyszałeś. To my zmieniliśmy bieg zdarzeń.- spojrzała na niego.
Patrzył głęboko w jej oczy podszedł do niej i dzieliły ich już tylko centymetry.
- I nie żałujesz niczego…?- szepnął do jej ucha, drażniąc się z nią.
- Ani jednej sekundy, Draco…- odpowiedziała tym samym tonem i uśmiechnęła się perswazyjnie.
Miała nadzieje, że ją pocałuje, jednak on się odsunął i oparł o ścianę. Wzrok, jednak, cały czas miał wlepiony w nią.
- Od pierwszej klasy nazywam cię szlamą i wyzywam w każdy inny sposób. Od wariatek i sklątek tylnowybuchowych. Dlaczego miałbym uwierzyć, że Panna- Wiem- To- Wszystko i nazywająca mnie arystokratycznym dupkiem lub trochę…- uśmiechnął się złośliwie.- … bardziej pieszczotliwie, fretką miałaby mi to wszystko wybaczyć.
- Właśnie dlatego, że nie pozostawałam ci dłużna, Malfoy.- uśmiechnęła się i podeszła do niego.
Nie pozwolił by nad nim górowała. Role szybko się zamieniły i teraz to ona opierała się o ścianę, a on zagradzał jej ewentualną drogę ucieczki.
Oczywiście, nie żeby Hermionie się gdzieś spieszyło…
Patrzyli sobie w oczy.
- Uwielbiam się z tobą droczyć.- szeptał.- Jesteś taka urocza, kiedy się złościsz… Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie?- zapytał.
- Tutaj, w Hogwardzie, jak napadłeś na Harry’ego.- odparła zdziwiona, że teraz zaczyna o tym mówić.
- To było drugie, Hermiono…- pogłaskał jej policzek.- Pierwszy raz spotkaliśmy się na Pokątnej, w lato, przed rozpoczęciem pierwszej klasy. Kupowałem z ojcem różdżkę. Minęliśmy się w drzwiach. Ja wychodziłem, ty wchodziłaś. Gdy cię zobaczyłem, zapytałem ojca, czy cię zna. Odpowiedział: „to nic nie warta szlama, Draco. Nie ma się czym przejmować.”.- widział, że Hermionę przeszedł dreszcz.- Te słowa krążyły w moich myślach, przez te wszystkie lata, jednak nie umiałem się wyzbyć uczucia, które poczułem, gdy cię wtedy zobaczyłem.- przybliżył się do jej twarzy.- Kocham cię, Hermiono…
Nie wykonał więcej żadnego ruchu. Teraz, pierwszy raz w jego życiu, wszystko zależało od kobiety. On Hermiony…
- Więc powinieneś wiedzieć, że masz szczęście…- szeptała tak samo jak on.- Ja też cię kocham, Draco…- ich usta złączyły się w pocałunku.
Później nie przerywając go, choć ciężko było wymówić hasło, dostali się do pokoju wspólnego Slytherinu, a następnie w przeciągu niecałej minuty w jego dormitorium, na miękkim łóżku.
Tamtego dnia już żadne z nich nie wróciło na lekcje.
Snape wesoło się uśmiechał, wypisując im usprawiedliwienia…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz